Prosty wybór?

Prosty wybór?

Bardzo ważnym elementem, na który fleet managerowie zwracają uwagę podczas wyboru szkolenia doskonalenia jazdy, jest ilość osób przypadających na jednego instruktora. Wydawać by się mogło, że sprawa jest oczywista – najlepiej, gdy na jednego kursanta przypada jeden samochód i

Stosowanie zasady „1-1” musi być związane z podniesieniem opłaty za szkolenie, to jest oczywiste i nie stanowi stwierdzenia na miarę odkrycia Ameryki. Więcej instruktorów obsługuje daną grupę kursantów, większe są koszty organizacji kursu, a więc i rośnie cena jednostkowa. Jeśli jednak nas na to stać – czemu nie – można zastosować się do zasady „płacę, więc wymagam” i utwierdzić w przekonaniu, że wybraliśmy najlepszą opcję.

Brakuje specjalistów

Z punktu widzenia szkół, taka logika łączyłaby się z utrzymywaniem stanu 20-30 instruktorów. Skąd ich wziąć? Dobry specjalista od doskonalenia techniki jazdy jest na wagę złota, szczególnie w kraju, gdzie nie ma tradycji takiego zawodu. Rozmawiając z właścicielami szkół zagranicznych na temat ilości zatrudnionych trenerów, wszyscy powtarzali jedna zasadę – lepiej zatrudnić 6 dobrych niż 30 przeciętnych.

Za takim rozumowaniem przemawia również system szkolenia oparty na organizacji grup 10–12 osobowych, obsługiwanych przez jednego instruktora, komunikującego się z kursantami za pomocą łączności radiowej. W takim przypadku każdy uczestnik wykonuje ćwiczenia w „swoim” aucie. Grupa wykonuje polecenia instruktora, który z zewnątrz obserwuje postępy w nauce. Taki system jest popularny w Austrii, Niemczech, Francji, gdzie kierowcy w weekend zjeżdżają na autodromy, żeby potrenować technikę jazdy. Zastosowanie takiego rozwiązania w Polsce skutkowałoby prawdopodobnie szybką kolizją na płycie poślizgowej niezdyscyplinowanych kursantów. Bo każdy chciałby „być pierwszy”. Najważniejszą przyczyną, dla której taki system nie sprawdza się w naszym kraju, to fakt, że umiejętności, jakie reprezentują nasi kierowcy są bardzo zróżnicowane. Każdy przeszedł inną szkołę jazdy, szkolił się w innym ośrodku, a poziom ich wiedzy jest diametralnie różny.

Indywidualizacja zajęć

Dlatego tak ważną rolę odgrywa w „polskim” systemie szkolenia ogromna doza indywidualizacji zajęć. Instruktor musi czasami zająć się wieloma błędami, jakie popełnia uczestnik, choć program kursu w ogóle tego nie obejmuje. Różnica umiejętności kierowcy, z którym ma do czynienia instruktor w Polsce i w pozostałej części Europy jest kolosalna. U nas po szkoleniu podstawowym w szkole doskonalenia jazdy, średni poziom wiedzy teoretycznej i praktycznej odpowiada takiemu, z jakim w placówkach na świecie trafia się na taki kurs.

Kiedy szkolenie w układzie „1-1” jest wymagane i faktycznie podnosi efektywność? Przede wszystkim przy zajęciach, polegających na obserwacji stylu jazdy samochodem kursanta, gdy kluczowy element stanowi sprawdzenie zachowań kierowcy w „jego środowisku pracy”. Do takich szkoleń należy ekojazda lub Defensive Driving, polegający na modelowaniu sposobu prowadzenia samochodu podczas zajęć w ruchu drogowym, a nie na autodromie. W szkoleniach technicznych zastosowanie takiego modelu ma sens przy zajęciach na nietypowym aucie (duża moc, tylny napęd, automatyczna skrzynia biegów) oraz przy treningu bardzo zaawansowanych technik jazdy.

Szkolenie „1-1” przeprowadzane na płytach poślizgowych i autodromie ma niestety jeden podstawowy minus – jest szalenie wyczerpujące, oczywiście, jeśli zostanie rzetelnie przeprowadzone. Chodzi tu przede wszystkim o znalezienie kompromisu między maksymalną objętością programu kursu oraz granicą przyswajalności materiału przez uczestnika. W szkołach, gdzie na jednych zajęciach kierowcy ćwiczą bardzo wiele elementów, układ „1-1” jest wręcz szkodliwy i obniża efektywność szkolenia. Zamiast doskonalić swoje umiejętności, po trzech godzinach mamy już dość. Jesteśmy bowiem tak zmęczeni i przeładowani wiedzą, że nie ma czasu na uporządkowanie poznanych wiadomości i umiejętności.

 

Marketingowe chwyty

Na kursach o dużej intensywności zajęć stosuje się zasadę dwóch lub nawet trzech uczestników na instruktora i samochód. Każdy ma szanse odpocząć, ale nie w sposób bierny, lecz czynny – uczestnicząc w zajęciach, obserwując i analizując poczynania innych osób z danego „teamu”. Aktywna analiza i obserwacja treningu współuczestników znacznie podnosi efektywność szkolenia. Oczywiście do pokonania pozostaje własny wstyd przed kolegami czy koleżankami, jeśli coś nie wyjdzie. Jednak pod opieką profesjonalnego instruktora, który jest szkolony, w jaki sposób radzić sobie w tego typu wypadkach, efekt strachu powinien bardzo szybko ustąpić.

Niektóre firmy szkoleniowe stosują czasami swego rodzaju marketingowy chwyt, podkreślając, że szkolenie przeprowadzają w układzie „1-1” albo „kursant spędza wiele czasu za kierownicą”. W zapytaniach ofertowych bardzo często pojawia się takie pytanie – jak długo uczestnik siedzi na miejscu kierowcy? Szkoła nie jest miejscem, gdzie się spędza czas, tylko stanowi arenę ciężkiego treningu, prowadzonego dla uzyskania określonego efektu. Osoba doskonaląca jazdę powinna być tyle czasu za kierownicą, ile potrzebuje na odbycie programu i zrealizowanie celów szkolenia. Aż do osiągnięcia zamierzonego skutku.

Tym efektem podczas szkoleń na płytach poślizgowych jest wyrobienie odruchu, warunkowego, prawidłowego działania podczas ekstremalnej sytuacji drogowej. O efektywności takich zajęć decyduje nie liczba godzin spędzonych na kursie, lecz liczba powtórzeń danego elementu technicznego np., omijania przeszkody. Często na kursach, gdzie pracownicy szkoły podkreślają ilość spędzonych godzin za kierownicą, jesteśmy uczestnikami „zabijania czasu”. Bierzemy wtedy udział w swego rodzaju ceremonii nad każdym ćwiczeniem, słuchamy niekończących się opowieści o tym, czego to za chwile nie zrobimy i jakie to będzie bardzo niebezpieczne. Przesadna werbalizacja w nauczaniu stanowi chwyt stosowany w kursach, gdzie objętość programu jest mała.

 

Zabijanie czasu

Dochodzi wtedy do sytuacji, gdy po zajęciach użytkownik auta uświadamia sobie, że dużo czasu siedział za kierownicą, ale w efekcie nauczył się bardzo niewiele. Wystarczy porównać objętość programów. W jednej szkole w 6 godzin wykonamy 8 różnych elementów, gdzie instruktor prowadzi 2-3 kursantów i każdy z nich wykonuje minimum 15-20 powtórzeń danego elementu. Z kolei w innej placówce, która podkreśla, że się długo „spędza czas” w aucie, na podobnych zajęciach kursanci trenują 4-6 elementów i choć na jednego instruktora przypada jeden kursant, liczba powtórzeń wynosi zaledwie 6-8, bo resztę czasu pan instruktor przegadał.

 

 

 

Poleć ten artykuł:

Polecamy