Firmy wstrzymują się z zakupem wózków widłowych

Firmy wstrzymują się z zakupem wózków widłowych

Przez kilka ostatnich lat rynek wózków widłowych w Polsce systematycznie się rozwijał. Progresja sięgała zazwyczaj kilkunastu procent rocznie, a dotyczyło to zarówno nowych wózków widłowych jak i używanych. W tym roku firmy zamiast kupować nowy sprzęt, wolą wynajmować. Olbrzymi

W Polsce w 2008 roku znalazło nabywców dwukrotnie więcej wózków widłowych niż jeszcze pięć lat wcześniej. Rok bieżący nie będzie jednak już równie udany. Większość dystrybutorów zgłasza spore ograniczenie popytu.

Wiele firm, nawet tych z bardzo dobrą kondycja finansową wstrzymuje wciąż decyzje zakupowe – podkreśla Marek Lewandowski, dyrektor handlowy w Yale-Emtor. – Firmy te przez wzgląd na niepewność panującą na rynku skłonne są płacić więcej za wynajem krótkoterminowy, bądź serwisowanie maszyn, których stan, kwalifikuje je do wymiany. Niestety dużą rolę odegrała w tym kampania medialna nagłaśniająca potencjalne skutki kryzysu, de facto najbardziej widocznego w branży Automotive.

Natomiast wózki używane przeżywają prawdziwy boom i tu z pewnością przekroczymy zakładaną wielkość. Dystrybutorzy proponują nowe rozwiązania dotyczące kredytowania, zakupu czy też dzierżawy maszyn. Coraz więcej firm decyduje się na outsourcing, oddaje floty widłaków w zarządzanie firm zewnętrznych.

– Gros firm nie ma wolnych środków na zakup nowego sprzętu, a jednocześnie w Polsce parki wózków widłowych bywają ciągle dość przestarzałe. Wynajem krótko-, czy długoterminowy może być dla takich firm bardzo korzystny. Otrzymują nowy wózek bez potrzeby wydatkowania dużych kwot, płacą tylko za wynajem. W sytuacji gdy tak sporym problemem staje się znalezienie operatorów widłaków istotne jest też to, że można wynająć maszynę wraz z operatorem – wyjaśnia przedstawiciel Manuloc Polska, zajmującej się wynajmem widłaków.

To zresztą nic nadzwyczajnego, z taką sytuacją od dłuższego czasu mamy do czynienia w krajach Europy Zachodniej.

Wynajem może determinować sytuację na tym rynku w najbliższych latach. Wózki widłowe to środki ułatwiające pracę, służące ograniczeniu kosztów. Wygrywać będą ci, którzy potrafią je optymalnie wykorzystać.

Coraz więcej firm będzie oddawać swe parki widlaków pod opiekę fachowcom, potrafiącym zadbać o kompleksową obsługę. Coraz częściej zarządzanie flotą wózków widłowych będzie zlecane podmiotom zewnętrznym (outsourcing). W przyszłości sporo zależeć będzie od coraz atrakcyjniejszych form finansowania pozyskania sprzętu. Obecnie najpopularniejszy pozostaje leasing, a sytuacja nawet w kryzysowym czasie nie wygląda tak źle, jak można byłoby się spodziewać.

Jak dowiedział się „Eurologistics” w Związku Polskiego Leasingu, w pierwszym kwartale br. łączna kwota leasingu maszyn i urządzeń wynosiła 1,7 mld zł. z czego 7 proc. (tj. ok. 120 mln zł) stanowił leasing wózków widłowych. Regres łącznej kwoty dotyczącej maszyn i urządzeń w porównaniu z rokiem poprzednim (2,3 mld zł) wynosi przeciętnie jedną czwartą, ale w przypadku wózków widłowych sytuacja wygląda inaczej. Od stycznia do marca 2008 r. leasing widlaków wyniósł ok. 4 proc. ogółu, tzn. ok. 92 mln zł. W roku bieżącym zatem można mówić nie o spadku, ale nawet o pewnym wzroście wartości leasingowanych maszyn.

Cena to nie wszystko

Największym powodzeniem cieszą się wciąż wózki widłowe o udźwigu do 3,5 tony. Zazwyczaj są to wózki spalinowe, z silnikami wysokoprężnymi, a nierzadko zasilane gazem płynnym (LPG). Poszukiwane są głównie maszyny renomowanych marek europejskich i japońskich (m.in. Jungheinrich, Komatsu, Linde, Nissan, Still), choć w ostatnich latach spore wzięcie miały również maszyny rodem z Chin. Ich oferta rosła z każdym miesiącem, a podstawowym elementem decydującym o atrakcyjności była stosunkowo niska cena. Zdecydowanie wzrasta również zainteresowanie widłakami elektrycznymi (na prąd zmienny), coraz bardziej efektywnymi, a znajdującymi zastosowanie głównie w magazynach.

Cena pozostaje ważnym, ale nie najważniejszym czynnikiem decydującym o zakupie tej a nie innej maszyny – podkreślają sami handlowcy. Wielu polskich klientów najpierw pyta o cenę, ale nie jest to już kryterium tak wyraźnie dominujące, jak było to jeszcze dwa czy trzy lata temu.

Teraz przyszli użytkownicy interesują się również warunkami serwisu gwarancyjnego i pogwarancyjne� go, okresami pomiędzy przeglądami, co w konsekwencji ma wpływ na skrócenie czasu obsługi wózków.
– Klienci kierują się bardzo różnymi względami – podkreśla Nina Jędrzejewska, dyrektor marketingu w Jungheinrich Polska Sp. z o.o. – Dla jednych ważna jest cena, dla innych marka, dla jeszcze innych udźwig czy prędkość jazdy. Równie istotne są warunki gwarancyjne.
Chodzi o to aby wózek był jak najdłużej dostępny operatorowi, aby zminimalizować czas przestojów, bo to ma wpływ na koszty. Bardzo ważne jest też to, aby wózek był prosty w obsłudze. Nadmierne „nafaszerowanie” elektroniką nie zawsze jest postrzegane dobrze. Gwarancja udzielana na nowe produkty jest różnicowana, podczas przeprowadzonego przez nas sondażu, zaproponowano na chińskie widłaki marki HC z 24 miesięczną gwarancją (lub 2.000 motogodzin).

Gwarancja 24-miesięczna obowiązuje też przy sprzedaży większości widłaków marek europejskich, natomiast wózki jednej z marek japońskich zaproponowano gwarancję 36-miesięczną (lub 3.1000 motogodzin).
– Na nowe wózki Jungheinrich udzielamy standardowo 12-miesięcznej gwarancji. Oczywiście można ją przedłużyć do 2 a nawet 3 lat. W przypadku wózków używanych gwarancja trwa pół roku – wylicza Nina Jędrzejewska, dyrektor marketingu w Jungheinrich Polska Sp. z o.o.

W jednej z firm trafiliśmy również na propozycję kupna nowych wózków z gwarancją wynoszącą 12-miesięcy. Każdy z pytanych przez nas dystrybutorów zapewniał, iż nie ma kłopotów z dostępem do części zamiennych, potwierdzał też, że dysponuje efektywnym serwisem mobilnym reagującym natychmiast po otrzymaniu zgłoszenia o awarii.

Dla bezpieczeństwa i ekonomii

Można odnieść wrażenie, że na przestrzeni lat w konstrukcji widłaków niewiel� e się zmienia. Ale to tylko pozory. Zmiany technologiczne są olbrzymie. Prace konstruktorów zmierzają przede wszystkim do zwiększenia bezpieczeństwa użytkowania maszyn oraz zmniejszenia kosztów bieżącej eksploatacji..

Podobnie, jak w samochodach powszechnością stał się ABS, to wózkach coraz częściej montuje się systemy stabilizacyjne i różnego rodzaju zabezpieczenia przed korzystaniem z maszyny osób nieuprawnionych.

Weźmy dla przykładu nowość w ofercie Nissana – serię GX (diesle i LPG). Zastosowano tam System Ograniczenia Ryzyka, oparty na układzie powrotu do biegu jałowego. Jest uruchamiany w momencie opuszczenia fotela przez operatora, gdy wózek jest na biegu. W ciągu trzech sekund rozłącza on funkcje jazdy przód/tył w skrzyni biegów, zapobiegając dalszemu przemieszczaniu wózka. Jest też układ blokady masztu. Automatycznie zatrzymuje funkcje jego podnoszenia i pochylania w chwili gdy operator opuści swe stanowisko. GX posiada też specjalny system zabezpieczający przed gwałtownym staczaniem z pochyłości. Przy zwolnionym pedale przyspieszenia wózek bardzo powoli porusza się w dół.

Widłaki automatycznie zmniejszają prędkość podczas każdorazowej zmiany kierunku jazdy, bądź też jeśli operator zdejmie nogę z pedału przyspieszenia. Wózki są też coraz lepiej zabezpieczane przed uszkodzeniami podczas pracy w trudnych warunkach, a jednostki napędowe oraz hydraulika są systematycznie monitorowane przez komputery. Ma to obniżyć koszty eksploatacji, wydłużyć żywotność. Są też bardzo prozaiczne rozwiązania, zmierzające do uproszczenia obsługi. Coraz powszechniej stosuje się lampy typu LED, posiadające praktycznie nieograniczoną żywotność.

Wprowadzane są nowe źródła napędu. Ciekawostkę stanowi wózek Still RX 70, którego spalinowo-elektryczny napęd wykonano w technologii hybrydowej. Wykorzystano tzw. zasadę przenoszenia siły. Jeśli nie ma dużych obciążeń aktywowany jest napęd elektryczny. Nie trzeba go specjalnie ładować, robi to motor spalinowy podczas swej normalnej pracy.

Z kolei Linde przedstawił niedawno wózek z wodorowym silnikiem spalinowym. Jego udźwig wynosi 3 t. Ponieważ silnik zasilany wodorem przetwarza paliwo w parę wodną, pojazd ten nie wytwarza żadnych spalin. Ładowany kompresorem silnik z bezpośrednim wtryskiem z poj. 2,.0 l o mocy 43 kW (przy 2.600 obr../min.) pochodzi z …Volkswagena. Wodór przechowywany w pompie ciśnieniowej wtłaczany jest bezpośrednio do komory spalania silnika, co skutkuje dużą wydajnością. Kompresor ładujący osiąga wysoki moment obrotowy (160 Nm) przy niskich obrotach (1.000 obr./min.). Wózek opiera się na popularnej serii Linde 39x i w porównaniu z innymi modelami zasilanymi konwencjonalnie jego główną cechą wyróżniającą jest specjalny zbiornik paliwa oraz intercooler przymocowany do zbrojeń ochronnych nad głową operatora.

Innego rodzaju innowację wprowadził Jungheinrich. To wózek z obrotową kabiną. Chodzi głównie o zwiększenie walorów użytkowych maszyny, a konkretnie ułatwienie operatorowi widoczności przy transporcie kilku palet. Nierzadko, jadąc do tyłu, operator zmuszony jest pokonać odcinek mierzący kilkadziesiąt metrów. W takim przypadku, przy stosowanej tradycyjnie kabinie wózka pole obserwacji jest mocno ograniczone.

– Wózek dobiera się w zależności od branży, specyfiki magazynu, składowanego towaru, dlatego trudno jest jednoznacznie powiedzieć, który model cieszy się największą popularnością – wyjaśnia Nina Jędrzejewska, dyrektor marketingu w Jungheinrich Polska Sp. z o.o.. – Firma, która składuje towary na wysokości 10 m, jest „skazana” na wózek typu Reachtruck o odpowiedniej wysokości podnoszenia. Firma produkująca żywność kupi prawdopodobnie wózek z napędem akumulatorowym, wykonany ze stali nierdzewnej.

Made in China

Pomimo dużego asorytementu wózków widłowych na polskim rynku co rusz pojawiają się na nim nowe marki. To między innymi Baoli i Lyson. Obie marki mają chiński rodowód. Na polski maszyny trafiły dzięki firmom Waryński Trade oraz Lemarpol. Gama obejmuje zarówno tradycyjne wózki spalinowe, jak i maszyny napędzane gazem LPG oraz elektryczne.

Klientów przyciągają głównie relatywnie niskimi cenami, a także podzespołami markowych producentów (np. silniki Nissana oraz Mitsubishi). Dość młodą marką na polskim rynku jest też włoski Cesab (importer Widlak-Kompleks). Szeroka jest m.in. gama widłaków z napędem elektrycznym (Bit, Blitz, Centauro, Mac i Ecop), są też pojazdy zasilane LPG (Drago).

Za pośrednictwem wrocławskiej Lift-Techniki Plus trafiły do Polski natomiast wózki angielskiej marki Nexen (z motorami Nissana). Jak podkreśla Andrzej Ściana (Lift-Technika), sporym walorem maszyn jest prostota obsługi.

Wśród stosunkowo młodych na rynku marek widłaków terenowych są m.in. hiszpańskie: Mast i Ausa. Każdy z nich może posiadać napęd na dwa lub na cztery koła. Napęd przekazywany jest hydrostatycznie (pompa o zmiennym wydatku i automatyczną regulacją). Hydrostatyka zwiększa elastyczność pracy, sprawia że maszyna pracuje precyzyjniej i ciszej. Głównym walorem maszyn Mast i Ausa jest możliwość pracy w trudnych warunkach terenowych. Z pewnością sprzyjają temu spore prześwity. Pod wózkiem wynoszą co najmniej 300 mm, pod masztem są o kolejnych ok. 100 mm większe.

Używany jak nowy

Ile widłaków zmienia rocznie właścicieli? Szacuje się, że jest to od 2 do 4 tys. pojazdów. Klienci najchętniej szukają używanych maszyn z przedziału od 1,5 do 3,5 t, zazwyczaj z napędem gazowym lub typowych diesli.

W zgodnej opinii sprzedających do głównych kryteriów decydujących o wyborze należą: marka, oraz możliwości techniczne maszyny. Rynek się cywilizuje. Nie wystarcza już sprzedawać „używki”, trzeba też zapewnić odpowiedni serwis, a nierzadko również gwarancję.

Wymuszają to sami klienci, żądający na sprzedaż widłaków używanych podobnych warunków jak w przypadku maszyn nowych. Obecnie firmy importujące wózki zazwyczaj przed sprzedaż dokonują ich renowacji. Nierzadko ma ona dosyć gruntowny charakter, a wymianie podlegają takie elementy jak zawieszenie, instalacja elektryczna, hydraulika, ogumienie. Jak podkreślają serwisanci, takie odnawianie ma dodatkowy walor: pozwala na skonfigurowanie wózka z uwzględnieniem potrzeb konkretnego klienta, montaż odpowiedniej kabiny, masztu, obrotnicy czy oświetlenia.

W używanym wózku ważny jest nie tylko stan silnika, ale również akumulatora itp. Klienci biorą pod uwagę również stan masztu oraz układu hydraulicznego. Liczą się też kwestie formalne, chodzi o kupno wózka pozbawionego tzw. wad prawnych. Klienci pytają głównie o używane wózki takich marek jak Linde, Nissan, Toyota. Ceny w wielu przypadkach ostatnio nieco wzrosły, co jest rezultatem stosunkowo drogiego Euro. Niezależne firmy handlujące wózkami używanymi udzielają gwarancji wynoszącej najczęściej 3 miesiące. Wózki z drugiej ręki ma w swej ofercie również większość renomowanych firm sprzedających nowe widlaki (producenci i dystrybutorzy).

W firmie Still opracowano specjalny program, a wózki używane dzieli się na kilka kategorii znacznie ułatwiających klientowi wybór. Jest to zresztą systematyka jednolita dla wszystkich państwo europejskich stąd łatwiej o ocenę wózka „na odległość”, chociażby wówczas, gdy ofertę wyszukano w internecie.

W najniższej kategorii znajdują się wózki sprawne technicznie, bez ograniczeń roku produkcji i bez jakichkolwiek przeglądów przedsprzedażnych. Nie ma też na nie gwarancji. W kategorii wyższej są maszyny również bez ograniczeń wiekowych, jednak sprawdzone w warsztacie (po przeglądzie technicznym), z odświeżoną powłoką lakierniczą. Na taką maszynę można uzyskać trzymiesięczną gwarancję (lub 300 motogodzin).

W najwyższej grupie maszyn używanych znajdują się wózki w wieku do 5 lat, po przeglądzie technicznym, z nowym lakierem, nowym akumulatorem . Nabywca takiego widłaka otrzymuje na te maszynę sześć miesięcy gwarancji lub 600 motogodzin.

Równie poważnie problem sprzedaży „używek” traktowany jest w innych firmach znanych dotąd głównie na rynku sprzedaży wózków nowych, a od pewnego czasu zajmujących się też używanymi maszynami.

Poleć ten artykuł:

Polecamy