Transport potrzebuje zielonego światła

Transport potrzebuje zielonego światła

O ponad 10% wzrosła przez ostatni rok liczba firm transportowych notowanych w Krajowym Rejestrze Długów, a ich zadłużenie osiągnęło poziom 344 mln zł. Przewoźnicy najpierw boleśnie odczuli konsekwencje ograniczeń w handlu z Rosją, a teraz obawiają się, że ich kłopoty mogą się...

To nie był łatwy rok dla branży transportowej. Wiosną 2014 roku wraz z wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej i wprowadzeniu sankcji w handlu z Rosją, część firm transportowych utraciło sporą liczbę zleceń. I to zarówno tych, pochodzących od polskich eksporterów, jak i od firm z Unii Europejskiej handlujących z Rosją. Te drugie wybierały polskich przewoźników, bo oferowali taniej swoje usługi, a poza tym mają lepsze rozeznanie w specyfice rosyjskiego rynku i zasad, jakie tam obowiązują. Wraz z sankcjami nałożonymi przez UE na Rosję oraz rosyjskim embargiem na produkty z UE, zlecenia te się skończyły.

 

– Od lutego ubiegłego roku liczba zadłużonych firm transportowych, które zostały wpisane do Krajowego Rejestru Długów powiększyła się o ponad 10% i teraz jest ich już 10 014. Ich dług wzrósł o 44,5 mln zł. To duża zmiana, zwłaszcza że w całej gospodarce generalnie odnotowaliśmy wyhamowanie przyrostu liczby dłużników. Widać, że w tej branży są problemy z płatnościami, co można wiązać z utratą części zamówień – mówi Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.

 

W województwach położonych wzdłuż granicy z Rosją, Białorusią i Ukrainą przybyło 108 zadłużonych transportowców i jest ich teraz 1132, a ich dług powiększył się o 4,4 mln zł do 55,8 mln zł. Ale towary na Wschód wozili nie tylko przewoźnicy z tych 4 województw. Najwięcej zadłużonych firm z tej branży jest na Mazowszu, Górnym Śląsku i w Wielkopolsce – przewoźnicy z tych 3 województw to blisko 42% wszystkich dłużników. Ich łączny dług to 142,5 mln zł. Trzy najbardziej zadłużone firmy transportowe notowane w Krajowym Rejestrze Długów mają siedziby w województwie śląskim, dolnośląskim i warmińsko-mazurskim. Każda z nich jest winna swoim wierzycielom ponad 5 milionów złotych.

 

Jakby mało było problemów na Wschodzie, przełom roku przyniósł kolejny problem, tym razem w Niemczech. Tamtejszy rząd wprowadził przepisy nakazujące wypłacanie zawodowym kierowcom jeżdżącym po niemieckich drogach minimum 8,5 euro za godzinę.

 

– To nie jest żadna troska o polskich kierowców, którzy przecież swoje pensje i tak wydają w Polsce, to brutalna próba wyeliminowania z niemieckiego rynku polskiej konkurencji. Konkurencji nie tylko tańszej, ale i lepszej. Do Rzetelnej Firmy należy 2,5 tysiąca firm transportowych i ich właściciele sygnalizują nam, że utrzymanie tych przepisów to dla nich zabójstwo. Spowodowałoby to wzrost kosztów pracowniczych o 50-60%. Nasze firmy nie są w stanie udźwignąć takich kosztów, więc liczba dłużników jeszcze się powiększy. Dlatego domagamy się od polskiego rządu, aby albo w bezpośrednich rozmowach z niemieckim rządem albo za pośrednictwem Komisji Europejskiej doprowadził do takich zmian niemieckich przepisów, aby nie obowiązywałyby one przedsiębiorców z innych krajów – mówi Waldemar Sokołowski, prezes Rzetelnej Firmy.

 

Na razie Berlin zawiesił obowiązywanie przepisów o płacy minimalnej w odniesieniu do przejazdów tranzytowych. Jak jednak podkreślają przewoźnicy zrzeszeni w Rzetelnej Firmie, to nie rozwiązuje problemu. Po pierwsze zawieszone przepisy można łatwo znowu wprowadzić w życie, po drugie polscy przewoźnicy świadczą w Niemczech także usługi kabotażowe (transport na terenie Niemiec) oraz przewożą towary z Niemiec do Polski i odwrotnie. W obu tych przypadkach przepis o płacy minimalnej obowiązują nadal.

Poleć ten artykuł:

Polecamy